Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Feeria. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Feeria. Pokaż wszystkie posty

Oddychając z trudem - Rebecca Donovan


Tytuł: Oddychając z trudem (tom 2)
Tytuł oryginalny: Barely Breathing
Autor: Rebecca Donovan
Tłumaczenie: Ernest Kacperski
Wydawnictwo: Feeria
Ilość stron: 534
Moja ocena: 10 / 10

                                                            OPIS Z OKŁADKI

Emma nie pamięta nic z dramatycznej nocy w domu swojej ciotki, po której ledwie uszła z życiem. Teraz Carol nie może jej już zagrozić, ale konsekwencje trudnych przeżyć nieustannie ścigają dziewczynę. Niemal każda sytuacja wywołuje u niej ścisk żołądka i nerwowe drżenie. Jej sny zamieniają się w koszmary, w szkole i na ulicy wciąż styka się z lustrującymi spojrzeniami i bardzo tęskni za dziećmi Carol - Leylą i Jackiem. Jak zmieni jej życie decyzja o zamieszkaniu z matką - tą, która niegdyś ją porzuciła?

                                                                    ~~~~

Czterdzieści minut spędziłam na bezcelowym masowaniu skroni, wpatrując się tępo to w monitor, to w egzemplarz książki obok. Poddałam analizie całościowy rzut na to, co mniej więcej chciałabym Wam na jej temat przedstawić. Sęk w tym, że pomimo niezliczonej ilości emocji kłębiących się w moim wnętrzu, nie potrafię ich składnie uporządkować, przelewając wypowiedź na klawiaturę. Mam wrażenie, że czas, na jaki opuściłam przerażający świat Emmy był absolutnie zbyt długi, dlatego niemal łapczywie chłonęłam każde słowo stworzone przez Donovan. Zdaję sobie sprawę, że wszyscy jesteśmy doświadczonymi książkoholikami, ale uwierzcie, że w moim przypadku nieczęsto walka z uzależnieniem przybiera tak nieugiętą postać. Byłam niezłomnie zaabsorbowana tą książką, a otaczającą mnie rzeczywistość zepchnęłam na dalszy plan. Tracąc jakiekolwiek poczucie czasu, poddałam się mechanicznym (lecz jakże fantastycznym) działaniom obowiązującym przez te trzy dni - w każdym wolnym momencie zatapiałam się w lekturze, odcinając od wszystkiego wokół. Nawet pomimo bezwzględności autorki, ciskającej w moją stronę bomby, które nieoczekiwanie wybuchały, niszcząc moją kruchą wieżę nadziei, którą zdążyłam wybudować wraz z główną bohaterką. Ja i tak pragnęłam wrócić. 

Czasami ludzie ranią innych mocniej, niż ci są w stanie znieść. (...) I bywa też,że nie potrafią prosić o pomoc. Są tak omotani własnym bólem, że zadają ciosy wszystkim wokół.

Emma już w poprzednim tomie zaprezentowała się jako bohaterka silna psychicznie. Miała mnóstwo powodów, by zwyczajnie odpuścić, pogrążając się w depresji - przecież momentami przywodziła na myśl ledwo funkcjonujący wrak człowieka. Przemoc, jakiej doświadczyła przekraczała wszelkie granice, lecz jednocześnie pozwalała czytelnikowi na emocjonalne współcierpienie. Rebecca Donovan niezaprzeczalnie zasłużyła na słowa uznania za umiejętność oddania uczuć targających bohaterami, które wręcz przenikały przez karty powieści do odbiorcy. Unosiłam się z zachwytem nad jej płynnością stylistyczną, bogactwem poetyckich porównań i tą niezwykłą łatwością, z jaką oddawała tak niebanalną treść. 

Pojawiają się nowe, dobitnie nakreślone postacie, które wprowadzają ogrom zamieszania, stopniowo obnażając swoje demonstracyjne charaktery. Rozchwiana emocjonalnie Rachel usiłuje naprawić relacje pomiędzy nią a córką, którą niegdyś porzuciła, skazując jednoznacznie na kilkuletnie tortury. Jej budząca wątpliwości wiarygodność i enigmatyczna osobowość zmusiły Emmę do traktowania matki z rezerwą, choć nie od razu to sobie uświadomiła. Uderzyła mnie naiwność głównej bohaterki w stosunku do zachowania kobiety, która z każdym kolejnym rozdziałem stawała się coraz bardziej nieznośna, ale jednocześnie biła od niej przykra realność. Autorka naznaczyła ją ludzkimi cechami, towarzyszącymi większości osobom w jej stanie, a przecież pałanie nienawiścią do własnej rodzicielki nie przychodzi z łatwością. Obserwowałam rozwój tej specyficznej więzi, równocześnie podziwiając i przeklinając wyrozumiałość Emmy. Z trudem przebrnęłam przez momenty, w których kolejny raz musiała płacić za nieodpowiedzialność Rachel, tuszując psychiczny ból, jaki odczuwała. Nieustannie pełniła funkcję wielkodusznej córki, walczącej o przywrócenie jej do porządku, bo wciąż miała nadzieję, że matce uda się zapewnić trwały dom z ciepłą, rodzinną atmosferą. Prawdopodobnie wpoiła samej sobie, że przyczyni się do jego powstania, lecz nie przewidziała konsekwencji własnej empatii. 

,,Większość życia spędziłam, wyczekując przyszłości, która nie nadchodziła, albo unikając przeszłości, która nie chciała odejść. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek zatrzymałam się, by żyć teraźniejszością, cieszyć się chwilami, które właśnie trwają''

Wprowadzenie wątku Rachel przypomniało mi, jak namacalne potrafią być bezlitosne poczynania autorki, jednak nie jest to jedyny aspekt przyczyniający się do zaburzenia chwilowej harmonii w życiu Emmy.  Przez powieść przewija się kilkanaście podejrzanych znajomych jej matki, z którymi łączą ją iście przyjacielskie stosunki oparte na barwnych wspomnieniach jeszcze z czasów szkoły średniej. Mimo tego żadne z nich nie wynagrodzi jej tęsknoty za zmarłym mężem, co przyczyniło się do impulsu znalezienia prowizorycznego odpowiednika. W taki sposób dochodzi do poznania Jonathana- uroczego, młodszego od niej mężczyzny, który rzekomo ofiaruje jej to, czego tak bardzo potrzebowała. 

Nocne koszmary dręczące główną bohaterkę ostatecznie decydują o nieuniknionym spotkaniu z nowym przyjacielem Rachel, ciągnąc za sobą następstwa tej znajomości niczym efekt domina. Okazuje się, że bardzo szybko odnajdują wspólny język, dzieląc się dotykającymi ich problemami. Rozmawiają, wysłuchując się nawzajem, aż wreszcie całkowicie przed sobą otwierają, zdradzając szczegóły nękającego ich piekła. W tej kwestii zachowałam się totalnie egoistycznie, bo zupełnie nie zważałam na doświadczoną przez Emmę ulgę spowodwaną możliwością zrzucenia bolesnego ciężaru. Dla mnie liczyło się jedynie to, że pomiędzy nią a Jonathanem wytwarzał się niebezpieczny związek i bałam się, jakie będą jego efekty. Rebecca Donovan jakby przewidziała mój sceptycyzm i postanowiła wpleść w akcję perfekcyjne momenty pomiędzy Emmą a Evanem, za którymi tak ogromnie tęskniłam. Ich uczucie jakby awansowało na wyższy etap, umocnione i zdecydowanie bardziej dojrzałe. Kiedy już przejrzałam (a przynajmniej tak mi się wydawało) taktykę twórczyni, upajałam się każdą szczęśliwą chwilą razem z nimi. Opłacało się. 

''Kiedy patrzę w niebo i mam przed oczyma cały wszechświat, wszystko wydaje się możliwe''

Autorka zastosowała jeden z najokrutniejszych zabiegów - pozwoliła, by wokół Oddychając z trudem powstała pozytywna, niemal radosna otoczka, odwracając uwagę czytelnika od jej rażącej siły przywracania do brutalnej rzeczywistości. Po raz kolejny zmusiła mnie do przeżycia swojej książki i czytania zakończenia przez kurtynę łez, czego, uwierzcie mi, nie planowałam. 

Powód by oddychać - Rebecca Donovan



Tytuł: Powód by oddychać
Tytuł oryginalny: Reason to Breathe
Autorka: Rebecca Donovan
Tłumaczenie: Ernest Kacperski
Wydawnictwo: Feeria
Ilość stron: 494
Moja ocena: 10 / 10

                                                         OPIS Z OKŁADKI

,,Nikt nie chciał się specjalnie ze mną zadawać, więc trzymałam się z boku. Tak miało być bezpieczniej i łatwiej. Jak do tego doszło, że Evan Matthews z dnia na dzień wywrócił mój stabilny świat?"

W zamożnym miasteczku w stanie Connecticut, gdzie ludzi zwykle zaprząta, w czym i z kim będą widziani, Emma wolałaby wcale nie być widziana. Ją zaprząta raczej pozorowanie perfekcji - dokładne ściąganie długich rękawów, żeby zakryć siniaki; żeby nikt nie dowiedział się, jak mało wspólnego z doskonałością ma jej życie. A tu nagle, ni stąd, ni zowąd, pojawia się miłość i zmusza ją do potwierdzenia swojej wartości - za cenę ryzyka ujawnienia straszliwej tajemnicy, którą desperacko ukrywa. Poruszająca historia o próbie normalnego życia za wszelką cenę... i o miłości, która pozwala w końcu zaczerpnąć powietrza.

~~~~

Emocjonalny rollercoaster. Hektolitry wylanych łez. Wstrzymywanie oddechu. Nieprzespane noce (albo jedna, bo z pewnością jesteście w stanie pochłonąć ją w tak krótkim czasie). Podwyższone ciśnienie. Zwiększona potrzeba mordowania bohaterów literackich. Gwałtowne wybuchanie śmiechem. I serce złamane na tysiące małych kawałeczków. Przygotujcie się na to wszystko, zanim sięgniecie po Powód by oddychać, który przypomni Wam, za co pokochaliście czytanie.

,,Każdy mój oddech zawdzięczam tobie. Nawet gdy nie było cię przy mnie, by mnie ocalić,
byłeś moim powodem, by oddychać. I za to zawsze będę cię kochać. Zawsze.''

 Nie jestem do końca przekonana, czy potrafię napisać cokolwiek konstuktywnego na temat tej książki, tak sprzeczne emocje we mnie wzbudziła. Styl autorki pokochałam niemal od pierwszych stron, wprowadziła mnie w życie głównej bohaterki z charakterystycznym rozmachem, jednocześnie tonując bolesną dawkę informacji, których momentami nie chciałam dokładniej poznawać.

Łatwiej jest polubić kogoś poprzez współczucie, prawda? Kiedy jesteśmy świadkami wyrządzania krzywdy drugiemu człowiekowi, nie stoimy obojętnie, pałając do niego nienawiścią, nie śmiejemy się szyderczo, wytykając go palcem. Czujemy nagły przypływ sympatii powiązanej z litością, ale gdzieś głęboko doskonale zdajemy sobie sprawę, że to właśnie empatia dominuje nad tym pierwszym. Nie jesteśmy w stanie być w stu procentach wyrozumiali, bo za każdym razem, kiedy wizualizujemy sobie obraz tego człowieka w głowie, nasze serce wypełnia ogromny żal, a człowieczeństwo zaczyna nagle dawać o sobie znać. Z Emmą było inaczej. Oprócz nieuniknionego współczucia, którym każdy czytelnik ją obdarzył, można z łatwością po prostu... ją polubić. Odnaleźć wspólne cechy, choć może niekoniecznie się z nią utożsamiać. To jedynie utwierdzało mnie w przeświadczeniu, że gdyby Emmie stworzono odpowiednie warunki, nie miałaby trudności z zawieraniem nowych kontaktów, a obecność drugiej osoby nie wzbudzałaby w niej strachu przed poznaniem prawdy o świecie, w którym żyje. Niestety, jestem zmuszona przywrócić Was do rzeczywistości i przedstawić Wam realia, które tworzą fundamenty codzienności głównej bohaterki.

,,Szale na wadze mojego życia prawie się zrównoważyły, ale, jak zwykle, nie zbalansowały się idealnie. Kiedy już coś się poprawiło, coś innego musiało legnąć w gruzach. Zaakceptowanie tego było najtrudniejszą lekcją, którą musiałam odrobić''.

Życie Emmy znacznie odbiega od doskonałości, do jakiej przyzwyczajone są jej koleżanki. Przywykła do monotonii, która wita ją każdego ranka - gwałtowne wyrwanie ze snu, najczęściej pozostawiające za sobą świeżego siniaka, ograniczony czas w łazience i chłodna atmosfera w trakcie śniadania, podczas którego jej głowę zaprzątają jedynie konsekwencje zbyt głośnego oddychania. Jedyną odskocznią od tej apatii okazuje się muzyka i jej najlepsza przyjaciółka Sara, która z łatwością mogłaby uchodzić za przerysowaną, sztampową bohaterkę, gdyby nie jej wspaniałomyślny charakter. Początkowo sądziłam, że autorka nakreśliła jej postać z konkretnego powodu - być może miała pomóc Emmie w życiu z boku, jako nieśmiała outsiderka, w cieniu sławy najlepszej przyjaciółki. Faktycznie, poniekąd tak było, ale Sara - podobnie jak Emma - była bohaterką z krwi i kości. Nie była nieświadoma na cierpienie dziewczyny, wręcz przeciwnie,  okazywała większe wzburzenie z powodu otaczającej jej niesprawiedliwości niż sama Emma.

Jeżeli spodziewałeś się, że wprowadzenie wątku miłosnego do takiej książki będzie błędem, z pewnością zmienisz zdanie, poznając Evana. Nawet pomijając fakt, że jest uroczym, wysokim blondynem o jasnoniebieskich oczach i delikatnie zarysowanych mięśniach - jest po prostu Evanem. Pokochałeś go jako przystojnego siedemnastolatka, pokochasz go, kiedy będzie dwadzieścia lat starszy - za osobowość. Autorka posiada naprawdę niesamowity dar kreowania rewelacyjnych bohaterów; charakterystycznych, wyrazistych, oryginalnych. Wątek miłosny wypadł tutaj wyjątkowo niebanalnie, może ze względu na niepowtarzalność obojga bohaterów. Uwielbiałam to, jak wielkim wsparciem, podporą okazał się Evan dla Emmy.  Spodobał mi się początkowy dystans pomiędzy nimi, tak jakby prowadzili między sobą subtelny taniec, stopniowo zmniejszając dzielącą ich odległość.

Rebecca Donovan stworzyła brutalny, przerażający świat, a mimo tego z każdym kolejnym rozdziałem pragnienie powrotu do niego silnie wzrasta. Oprócz uderzającej niesprawiedliwości, z jaką czytelnik musi się zmierzyć, przekonuje się, jak daleko ludzka godność może zostać wystawiona na próbę i jakie znaczenie dzisiaj ma człowiek. To historia o wolności i poświęceniu - jak wiele musisz przeżyć, aby ból stał się nieodłączną częścią twojego życia, do której zdążyłeś się już przyzwyczaić? Jak długo jesteś w stanie pozorować wypadki, tuszując ślady po uderzeniach własną niezdarnością? Jak dużo musisz znieść upokorzeń, aby w końcu móc się postawić? I wreszcie - jak długo musisz ukrywać się przed miłością, żeby w końcu cię odnalazła?

,,W rozrachunku między miłością a stratą to miłość 
popychała mnie do walki o to, by... oddychać''.