26. Barbara Baraldi - Scarlett

Tytuł: Scarlett
Autor: Barbara Baraldi
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Tłumaczenie: Karina Burchardt
Ilość stron: 336
Moja ocena: 5 / 10

OPIS Z OKŁADKI
Świt zaskakuje nas swym ognistym dotykiem.
Nigdy wcześniej nie dzieliłam z nikim wschodu słońca.
Chciałabym, żeby nasze usta spotkały się w pocałunku.
Później nie bałabym się już niczego.
Mogłabym nawet umrzeć.

Scarlett ma szesnaście lat i właśnie przeprowadziła się do Sieny.
Zostawiła za sobą wakacje, swoją najlepszą przyjaciółkę
i kiełkującą miłość do Matteo. W nowej szkole poznaje Umberto, który od razu okazuje jej zainteresowanie, jednak Scarlett odkrywa, że jej koleżanka z ławki Caterina jest w nim skrycie zakochana. Co wybrać: miłość czy przyjaźń?
Odpowiedź przychodzi sama podczas szkolnego koncertu, kiedy na scenę wchodzi chłopak o oczach jasnych jak lód i ich wzrok spotyka się w tłumie. Mikael, basista zespołu Dead Stones, pojawia się przy niej w najbardziej niespodziewanych momentach, by za chwilę zniknąć, a Scarlett nie potrafi oprzeć się jego magnetycznemu spojrzeniu. Jednak Mikael jest zbyt piękny
i zbyt niezwykły, by mógł być prawdziwy. Tylko Umberto zdaje się znać jego sekret, lecz nie udaje mu się ostrzec Scarlett...
Niedługo potem w szkole ma miejsce niewyjaśnione morderstwo, a Scarlett pada ofiarą przerażającego ducha o płonących oczach.
Kim tak naprawdę jest Mikael? Jej aniołem stróżem, czy prześladującym ją demonem?

~~~~

Naprawdę nie mam pojęcia, dlaczego od pewnego czasu przez moje ręce przewijają się same mało ambitne lektury z kiepską fabułą i wciąż powtarzającymi się wątkami. Pamiętacie, jak w ostatnim wpisie wspominałam Wam, że udało mi się odwiedzić Tanią książkę?
To jedna z moich zdobyczy, więc w gruncie rzeczy do zakupu zmotywowała mnie atrakcyjna cena. Po dłuższym zastanowieniu stwierdziłam, że nie żałuję tych dziesięciu złotych, bo chociaż miałam wrażenie, że czytam jakiś gorszy odpowiednik Zmierzchu, nie mogę narzekać na brak przyjemności
z lektury.

 Od czego zacząć? Może od głównej bohaterki, która zalicza się do grona tych irytujących, nieco zbuntowanych nastoletnich charakterów.
Autorka nie poświęciła jej tyle uwagi, ile faktycznie należy się tytułowej postaci, co bez wątpienia przyczyniło się do sposobu, w jaki czytelnik postrzega szesnastoletnią Scarlett. Dziewczyna zachowuje się sztucznie,
jest przerysowana i do znudzenia przewidywalna. Jej problemy są wręcz godne pozazdroszczenia, tymczasem ona uważa się za człowieka tak pokrzywdzonego, iż oczekuje tylko współczucia i łez wylanych nad jej "niedolą". Gdyby nie kilka sytuacji, które stawiają ją w pozytywnym świetle (bo przecież nie możemy nie polubić narratorki) pewnie nie dokończyłabym tej książki. 

Inni bohaterowie również nie grzeszą oryginalnością. Zostali potraktowani bardzo stereotypowo, czego zdecydowanie nie lubię. Umberto, na przykład, był tak natarczywy, że kiedy tylko pojawiał się w polu widzenia, miałam ochotę odłożyć książkę. Caterina symuluje własne nieszczęście, uważając się za prawdziwą męczennicę i przez połowę pozycji ubolewa nad nieodwzajemnianą miłością od wyżej wymienionego chłopca.
Jedynymi postaciami, które wywarły na mnie jakiekolwiek wrażenie, jest fantastyczna trójca; Mikael, Vincent i Ofelia, z tym, że naprawdę polubiłam tylko tę ostatnią. Miała sympatyczne usposobienie, styl i wygląd. Taki dziewczęcy chochlik, oprócz faktu, że chodziła w glanach. Mężczyźni pełnili rolę szkolnych przystojniaków, do których kleiły się dziesiątki, jeśli nie setki uczennic. Mikael, ten czaruś o przenikliwym spojrzeniu oczywiście wpadł w oko również Scarlett i vice versa. W ten sposób utworzył się wątek paranormal romance, nic nowego, taka słabsza wersja Belli i Edwarda.
Co zawsze jest dla mnie zabawne: pani Baraldi przedstawiła główną bohaterkę jako mało atrakcyjną, przeciętną nastolatkę, ubraną w stare, sprane ubrania, z nieokrzesaną fryzurą i tendencją do wpadania w tarapaty,a jednak wzbudziła ona zainteresowanie kogoś takiego jak Mikael.

Dialogi sztywne i przekoloryzowane, często zbyteczne. Dlaczego zamiast od razu przejść do sedna sprawy, koleżanki muszą wymienić kilka bezcelowych zdań, które nic do fabuły nie wnoszą? Taki już chyba nawyk autorki, bo identyczny motyw zauważyłam w różnorodnych opisach.
A gdyby te wszystkie zbędne wyrażenia usunąć, zostałoby nam jedynie jakieś 3/4 książki.

Sytuacje, które zostały tutaj opisane mają tak niefortunny splot okoliczności, że czasem były aż komiczne. Autorka chciała ofiarować nam odrobinę aluzyjności, wprowadzając czarne charaktery i postacie, które do ostatnich stron miały nieuzasadnione intencje, ale całość przedstawiała się raczej bezbarwnie. Styl autorki nie jest wybitny, to raczej ponadprzeciętne opowiadanie gimnazjalisty.

Umiejscowienie akcji we Włoszech było dla mnie nieco dziwne, bo o wiele częściej miałam styczność z amerykańskimi książkami. Na początku nie do końca byłam przekonana do tych włoskich imion, trudno było mi się do nich przyzwyczaić, ale z kolejnymi kilkudziesięcioma stronami było już lepiej.
Podsumowując, nie polecam. Można przeczytać z czystej ciekawości, kiedy już nic ciekawszego w nasze ręce nie trafi.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj Drogi Czytelniku! ♥
Dziękuję, że poświęciłeś swój czas na przeczytanie tego posta. Prawdopodobnie zaraz go skomentujesz - napisz w takim razie swoją własną, szczerą opinię. :) Pamiętaj, że każdy jeden komentarz to dla mnie doskonała wskazówka i motywacja. Możesz zostawić również link do swojego bloga, zawsze chętnie do Ciebie zajrzę. ^^
Dziękuję, że jesteś,
Autorka